poniedziałek, 31 grudnia 2012

Precious and warm a memory through the years

Zmuszając do czegoś jeszcze bardziej zniechęcamy. Taki trochę paradoks, ale za to sprawdza się w większości przypadków. Nie wiem dlaczego tak jest, ale sama wiem po sobie, że zwykle, kiedy ktoś nalega, mnie się szczerze odechciewa, chociaż w moim przypadku można zwalić to na złośliwą naturę.

Nie wiem co powinnam napisać, mam mnóstwo pomysłów i setki przemyśleń, a większość jest wywołana wiadomością. Wiem, że zaraz mi to minie. Wiem, że to tylko chwilowe. Szczerze, nie wiem. Jestem wkurwiona..Nie wiem po co o tym piszę. Pierdolę.


Powinnam pożyczyć szczęśliwego nowego roku, ale tego nie zrobię. Niech się dzieje co chce.

niedziela, 30 grudnia 2012

Is it wrong that I think it's kinda fun when I hit you in the back of the head with a gun?


Mówią, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i w tym momencie nie wiem czy nie mam przyjaciół czy może nie doświadczyłam jeszcze takiej "biedy", o jakiej mowa w przysłowiu. Ilekroć wydaję mi się, że mogę na kimś polegać i mogę zaufać, po niedługim czasie okazuje się, że jednak to był błąd. To nie jest też tak, że w teraz jest chwila żalów życia Julki i Julka smuci, jak to jest jej źle. Jest mi bardzo dobrze, wręcz wspaniale, bo w końcu otwieram oczy i zaczynam pojmować, że czasami kieruję się nieodpowiednimi wartościami, albo, że w błędny sposób selekcjonuję znajomych. Czas zrobić małe podsumowanie kończącego się roku i ustalić, co było pomyłką, a kiedy zrobiłam coś, czego nie żałuję i co to było. Myślę, że  będzie to miało znaczy wpływ na moją przyszłość.

W tej chwili wiem na pewno, że poznałam kilku wyjątkowych ludzi, którzy bez wątpienia zmienili moje życie na lepsze. Wiem też, że będę starała się jak najdłużej utrzymać te znajomości w jak najlepszych relacjach, mimo, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie tak łatwo, ale wiem, że warto. Dlatego nowy rok chcę zacząć od początku. Wkroczę w niego z czystą kartą, zapominając o pomyłkach i skupiając się na tym, co ważne i najprawdopodobniej trwałe. Nie sądzę, że skrzywdzę tym poszczególne osoby, wręcz przeciwnie. Każdy z nas będzie miał możliwość zaczęcia od nowa i poukładania sobie tego wszystkiego w głowie oraz na zadanie sobie pytania czy było warto. Czy warto było to zaczynać i czy opłacało się to rozpierdolić. Potem już tylko może być lepiej, bo dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi.

wtorek, 25 grudnia 2012

You're like a fake diamond sparkling when the lights are on But when the night time comes and all the lights turn off you turn off with them

Przy okazji świątecznej atmosfery, sprzyjającej rozmyśleniom natury egzystencjalnej, chciałabym nieco nadmienić o CUDOWNEJ fałszywości ludzi, którzy mnie, a w zasadzie nas wszystkich otaczają i z tego miejsca również pragnę ich wszystkich pozdrowić, zatem POZDRAWIAM SERDECZNIE :*.

Nie lubię składać życzeń. Uważam to za coś niepotrzebnego, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że składa się je głownie na urodziny, imieniny bądź święta. Jeśli komuś coś życzę, to mówię mu o tym otwarcie, w obojętnie jakich okolicznościach, a nie tylko podczas świąt.

Podchodzi do mnie ktoś, komu na co dzień jestem obojętna, albo jest dla mnie wyjątkowo niesympatyczny z różnych względów i nagle ze sztucznym uśmiechem rzuca mi się na szyję, całuje w policzek i mówi, że życzy mi dużo szczęścia, zdrowia, spełnienia marzeń i innych pierdół, a gdzieś tam w środku ma ogromną chęć walnąć mi w twarz i odejść. Po co zmuszać kogoś do takich rzeczy? Po co ktoś ma udawać przede mną, że chce dla mnie jak najlepiej, przecież wiem, że tak nie jest. Moim zdaniem jest to totalnie zbędne. Ta cała wymuszona otoczka sztucznej miłości jest zbędna. TO WSZYSTKO JEST ZBĘDNE. Wiele osób nie popiera moich poglądów na ten temat. Uważają, że się buntuję, bo jestem w takim a nie innym wieku i chcę w ten sposób coś osiągnąć. Wcale tak nie jest, nie wiem dlaczego ktoś tak sądzi. To głupota. Tak bardzo boli kiedy ktoś ma rację, a nie można jej przyznać, bo inni słuchają. Cóż..to również świadczy o braku odwagi i pewnego rodzaju dojrzałości. Każdy powinien wyrażać swoje zdanie. Mamy do tego prawo, a obawa przed krytyką, bądź różnicą poglądów przez inne osoby jest lekko dziecinna. Tak sądzę.

niedziela, 23 grudnia 2012

In the land of Gods and Monsters, I was an angel, looking to get fucked hard

Masz parę alternatyw. Rozmyślasz, którą wybrać, która jest najbardziej odpowiednia. W końcu podejmujesz decyzję, mając nadzieję, że był to prawidłowy wybór. Ciągle masz świadomość, że to mógł być błąd, który może teraz słono kosztować i nagle okazuje się, że faktycznie to nie było to. Zdajesz sobie sprawę, że spisałeś na straty wszystko, co nawet w najmniejszym stopniu było powiązane z innymi możliwościami. Poświęcając niezwykle istotne uczucia, sprawy, osoby, na rzecz tego jednego. Jednej perspektywy, która wydawała się być tą właściwą. Tą, której nie będziesz żałować.


Boję się w cokolwiek angażować. Mam jakiś dziwny lęk przed niepowodzeniem, a ciągle wydaje mi się, że wszystko, za co się zabiorę właśnie się nim zakończy. Z tego względu nie rozpoczynam niczego, czekam na to, co przyniesie los. Zazwyczaj nie jest łaskawy i nie przynosi nic. Nie dziwi mnie to prawdę mówiąc. Liczę na to, że kiedyś ktoś wyciągnie do mnie pierwszy rękę i "nauczy" mnie innego zachowania i niechowania się w ten dziwny pancerz, w którym wiecznie siedzę, albo samej mi to wyjdzie..Trudno stwierdzić. Zobaczymy.



sobota, 22 grudnia 2012

Singing blues has been getting old

Wczoraj uświadomiłam sobie, że ludzie są debilami. Wiem, że to żadna nowość, ale to było takie moje olśnienie. Ślepo lecą do czegoś, czego nie mogą mieć, jak ćmy do światła czy coś..Tak samo ja, mam dziwną wadę-chcę, wręcz pożądam rzeczy, które mi nie są dane. Ot tak. Chcę i już.

Stereotypowo każda kobieta tak ma. Pragnie czegoś, czego nie może mieć, albo czegoś, co ma koleżanka. A to wcale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że wiem, albo zakładam z góry, że coś nie ma prawa bytu, że jest bez sensu, albo nie ma szans, a bardzo tego chcę. Chcę, żeby było. Napalam się, cieszę z każdego małego kroczku, który przybliża mnie do celu, aż nagle zauważam coś, co oddala mnie od niego o 10 takich "kroczków". Niezwykle przygnębiające.

Mogłabym się starać i robić wszystko, żeby doszło do tego, czego chcę, ale to musi wychodzić z dwóch stron. Jeśli tak nie jest, to szybko się poddaję. Nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą, krótko mówiąc.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

Burned yourself out, nothing left

Że niby święta, tak? Prawdę mówiąc, ani trochę nie czuję tej całej "świątecznej atmosfery". Nawet ciepłe pączki na rynku nie wzbudzają we mnie tych uczuć co kiedyś. Może już z tego wyrosłam? Tylko teraz zasadnicze pytanie-czy można wyrosnąć ze świąt?

 Niezależnie od wieku, ludzie szczególnie przeżywają ten okres w roku. Nie wiem czy ma na to wpływ wiara, czy może tradycja. W każdym razie da się zaobserwować z roku na rok coraz większą komercję. Zdaję sobie sprawę z tego, że Ameryki nie odkryłam, ale dobija mnie na swój sposób fakt, że WSZĘDZIE jest komercha. Dosłownie. Nie na tym to wszystko polega, prawda? Chyba, że się mylę.
Nie cieszy mnie pieczenie ciasteczek, ubieranie choinki i wymyślanie różnych prezentów. Prawdę mówiąc nie zadowala mnie to, że będę miała wolne od szkoły...Brzmi to idiotycznie, wiem, ale naprawdę zdecydowanie bardziej wolałabym chodzić do szkoły, spotykać się ze znajomymi i wracać do domu późnym wieczorem, tak jak dzieje się to aktualnie, niż siedzieć w domu i się denerwować...Flakonik z tabletkami na uspokojenie niestety ma dno.

środa, 12 grudnia 2012

Difference in opinion was never an issue

"Daj palec, a weźmie całą rękę" - tak można podsumować moją dzisiejszą rozkminę. Nie wiem czemu, ale ostatnimi czasy największe natchnienie mam smażąc kotlety. Śmieszy mnie to, ale prawie każdy ma jakieś swoje dziwne miejsce, w którym wena twórcza i przeróżne pomysły wyjątkowo intensywnie się pojawiają, jednak skupię się na tym, o czym myślałam robiąc te kotlety.
Zauważyłam, że cechą większości osób, w szczególności kobiet, jest coś jak zachłanność, ale to nie jest dosłownie to, o czym myślę.
Trochę trudno mi pojąć, dlaczego tak dużo kobiet chce wciąż więcej...Zobaczą, że komuś zależy, że ktoś się stara i robi wszystko, aby im dogodzić, a zamiast docenić, czy też dać coś z siebie, to przyzwyczaja się do  "luksusu" i chcą więcej i więcej, aż w końcu oczekują niemożliwych rzeczy. Później okazuje się, że są one nierealne, zatem postanawiają szukać kolejnego naiwnego pana, który zacznie spełniać jej zachcianki.
Naprawdę próbuję to zrozumieć, zupełnie na marne. Nie potrafię wytłumaczyć sobie, dlaczego niektórzy mają takie olbrzymie trudności z docenieniem wysiłku innych ludzi. Dlaczego nie mogą podziękować za drobnostkę, uśmiechnąć się albo przytulić. DLACZEGO SPRAWIA TO TAKI PROBLEM? Aż miło pomyśleć co by było, gdyby co druga osoba byłaby w stanie w jakiś, chociaż symboliczny sposób, dać do zrozumienia, że jest wdzięczna za coś, co zrobił dla niej ktoś inny. Wszystko wyglądałoby inaczej, byłoby znacznie sympatyczniej. Nie zawaham się stwierdzić, że mnóstwo związków trwałoby do tej pory.


Uważam, że bardzo ważne jest, aby pokazać, że się docenia. Nie dość, że jest to niezwykle motywujące, to jest bardzo przyjemne. Każdy lubi być zauważonym, a co dopiero wyróżnionym. Zamiast oczekiwać nie wiadomo czego, można zrobić coś samemu, tak od siebie. Zwyczajnie. Tak myślę...

niedziela, 9 grudnia 2012

Humans everywhere, canned

"-Powiedzmy, że od dzieciństwa marzyłeś o spotkaniu z lwem. Czekasz na niego i czekasz, ale wciąż go nie ma. Nagle pojawia się w Twoim życiu żyrafa. Możesz być z nią albo sam. Co byś zrobił?
 -Czekałbym na lwa.
 -I dlatego się o Ciebie martwię."





Ludzie w większości przypadków żyją ideałami. Każdy sobie coś ubzdura i dąży, by za wszelką cenę to osiągnąć. Jest co prawda słuszne, jeśli dąży się do bycia lepszym, spełnieniu marzeń czy czegoś w tym guście, jednak jeżeli ograniczamy się do odrzucania wszystkiego i wszystkich, co nie mieści się w naszym wzorze, to znaczy, że zaczyna się robić źle.

Najgorzej jest wtedy, kiedy ktoś kroczy przez życie z klapkami na oczach i szuka dla siebie kogoś perfekcyjnego. Prawdopodobieństwo trafienia na kogoś takiego jest praktycznie zerowe, pomijając już straty jakie może przynieść takie postępowanie.
Ostatnie dni nauczyły mnie tego, że powinno się brać z życia to co najlepsze, ale z tego co możliwe. Nie ma sensu wybrzydzać i marudzić, ponieważ wszystko jest i tak dla nas formą nauki i możliwością poznawania czegoś nowego.







 Z drugiej strony nasz "ideał" może być praktycznie na wyciągnięcie ręki, wystarczy się tylko rozejrzeć.

piątek, 7 grudnia 2012

Because I'm crazy, baby I need you to come here and save me

Z serii "żale życia Julki ":

-nie rozumiem dlaczego się tak spinam;
-nie wiem dlaczego wszystko biorę do siebie;
-nie mam pojęcia czemu tak bardzo to przeżywam
-nie wiem z jakiego powodu nie mogę się ogarnąć.


To takie mądre, żeby żalić się w internecie, ale czasami lepiej tak niż w inny sposób, poza tym jakoś się szczególnie nie przejmuję. Przeraża mnie trochę wizja mojego wczorajszego stanu, jednak dzisiaj wcale nie jest lepiej. Mam jakieś słabsze dni i wszystko mnie dobija. Niby jest się komu wygadać, ale nie chcę obarczać innych swoimi problemami. Jakoś wydaje mi się, że będę zawracać głowę i w ogóle. 

KRZYŚ, WRÓĆ, PROSZĘ.

Mam pewną wizję. Zarys sytuacji. Mnóstwo scenariuszy w głowie, jednak wciąż brak mi na tyle odwagi, żeby wykonać jakiekolwiek czynności. Nie wiem co jest ze mną źle, ale to wszystko mnie przerasta i cholernie ogranicza. Wstydzę się cokolwiek zrobić, powiedzieć. To jest niemożliwe, jak człowiek może się zmienić praktycznie z dnia na dzień. 

 KRZYSIU, POMÓŻ MI SPIĄĆ DUPĘ, TAK JAK ZAWSZE..ZRESZTĄ SAM WIESZ.

czwartek, 6 grudnia 2012

You're screwed up and brilliant, look like a million dollar man, so why is my heart broke?

Najbardziej boli, kiedy uświadamiasz sobie, że mimo wielkiego wysiłku i starań nie uda się osiągnąć celu.

Myślisz sobie, że wszystko zmierza we właściwym kierunku, że jest w porządku, lepiej być już nie może ! W  końcu wychodzisz na prostą, aż tu nagle JEB i zdajesz sobie sprawę, że to wszystko poszło na nic. Zaczynasz pojmować, że żyłeś we własnym, poniekąd wyimaginowanym świecie, w którym odrzucałeś od siebie coś, czego nie chciałeś widzieć, a nawet minimalny sukces/dobre słowo wyolbrzymiane było razy 100000, co łącznie dawało urojoną rzeczywistość, która nie miała cienia szansy by przetrwać.

Nie wiem dlaczego po raz kolejny wracam do punktu wyjścia. Ciągle myślę co robię źle i gdzie popełniam błąd, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Już sama się gubię w tym wszystkim. Może to nie ode mnie zależy i tak ma po prostu być? Jeśli tak, to jestem ciekawa co takiego "los" dla mnie przygotował na później, chociaż może z drugiej strony lepiej żebym nie wiedziała.




Tak bardzo kocham smak porażki.

środa, 5 grudnia 2012

You know this world is mean

Ponoć ludzie nieszczęśliwi mają największą łatwość w tworzeniu czegokolwiek, pisaniu. Mają przegenialną wenę twórczą. Zwykle w głowie miałam mnóstwo wizji i rozmyślałam, natomiast w tym momencie dzieje się coś niedobrego. Do końca sama nie jestem przekonana co, ale coraz gorzej idzie mi w pisaniu. Doskwiera mi to niemiłosiernie. Od zawsze dużo pisałam, myślałam, miałam przeróżne koncepcje na jakieś wpisy i rozkminy, a teraz? PUSTKA.


Nie zauważyłam żadnych specjalnych zmian w moim życiu, wręcz przeciwnie. Jest wyjątkowo monotonnie, wszystko po staremu, a mimo tego nie potrafię już myśleć jak wcześniej. Mam czekać na kolejne niemiłe wydarzenia? Nie jestem pewna czy zniosłabym to dobrze...

poniedziałek, 3 grudnia 2012

One two, make it fun. Don't trust anyone.

Zastanawiam się dlaczego zawsze, kiedy jedna rzecz się spieprzy, zaraz za nią pieprzy się kolejna, a za nią jeszcze jedna i tak do momentu, kiedy sytuacja stanie się wyjątkowo kiepska. Trochę jak domino, prawda? Nie rozumiem tego, dlaczego przeróżne złe rzeczy muszą się przytrafiać w tym samym czasie. Nie rozumiem czemu nie mogą dziać się oddzielnie, tak aby był czas na poukładanie sobie wszystkiego.


Jak to mówią raz na wozie, raz pod wozem, jednak nie zmienia to faktu, że człowiek nie jest w stanie się przyzwyczaić do złego, ani nie potrafi przewidzieć. Wiadomą sprawą jest, że nikt nie ma wpływu na to, co się z wydarzy, a zwykle tragiczne sytuacje przytrafiają się w najmniej spodziewanych momentach. To są właśnie uroki złośliwego losu.


Nawet jeżeli przez chwile wszystko jest w porządku, to moim zdaniem nie ma co się cieszyć, ponieważ los szykuje coś specjalnego w ramach zajebiście udanego żartu, który będzie miał wiadome skutki.



JA PIERDOLĘ NIE MAM WENY 

niedziela, 2 grudnia 2012

And I won't cry myself to sleep, like a sucker

Niektóre wydarzenia z okresu dorastania, a szczególnie z dzieciństwa mają duży wpływ na kształtowanie się osobowości młodego człowieka. Przez to często osoba z większym bagażem doświadczeń wyróżnia się od swoich rówieśników dojrzałością i zupełnie innym światopoglądem. Oczywiście, zdarza się tak, że mniej odporne osoby, albo takie, które miały wyjątkowo niekorzystną sytuację, są później na tyle "inne", że nie dają sobie rady w społeczeństwie, a w przyszłym, dorosłym życiu są spore szanse na to, że większość z wydarzeń, które nie powinny mieć miejsca w ich dzieciństwie, będą się zwyczajnie powtarzać, bo mimo tego, że ta osoba wie o tym,że jest to złe to pewne nawyki zostają i mimowolnie się nimi kieruje. 

Osoby, które wiele przeszły, są moim zdaniem bardziej wiarygodne, rozsądne i dojrzałe. Możliwe, że się mylę, jednak zazwyczaj tak jest. Na pierwszy rzut oka sprawiają pozory najbardziej przeciętnych ludzi, nie wyróżniają się jakoś szczególnie, a w gdzieś głęboko w środku żyją tym wszystkim. 


Takie wydarzenia na maxa weryfikują ludzi. Jeszcze jest jedna ważna kwestia...Wiem z autopsji, że nie jest łatwo być nieco "innym" pod tym względem, ale to też nie jest powód, żeby się z tym nie wiadomo jak obnosić i trąbić o swoim przeogromnym nieszczęściu na lewo i prawo. Chociaż zauważyłam, że głownie osoby, którym wydaje się, że mają najgorzej na świecie i w ogóle czas umierać, aż za bardzo to przeżywają. Irytują mnie takie osoby..."BO TATUŚ ROZWODZI SIĘ Z MAMUSIĄ" no okej, ja rozumiem, że to nie jest ani łatwe ani przyjemne, ale niestety dotyczy większości społeczeństwa, a nawet jeżeli jest to najgorsze, co w czyimś życiu się wydarzyło do tej pory, to gwarantuję, iż jest to dopiero początek nieciekawych wydarzeń, a mnóstwo ludzi ma znacznie gorzej... 

piątek, 30 listopada 2012

Mary prays the rosary for my broken mind

Obecnie jestem w takim stanie, że nie wiem co ze sobą zrobić i co powinnam myśleć, co postanowić. Często mi się to zdarza, jednak rzadko trwa tak długo. Chyba nazbierało się zbyt wiele spraw i nagle wszystko pękło. Za dużo czasu próbowałam trzymać fason i udawać, że daję radę.

 Przychodzi mi do głowy mnóstwo chorych pomysłów, na których realizację i tak brak mi odwagi. Na pozór wszystko wydaje się być takie proste, a skutki mogą być zniewalające, jednak mój brak samozaparcia i motywacji jest w stanie zrównać z ziemią nawet najciekawszy i najistotniejszy dla mnie plan działań. Nie wiem co mogłabym w sobie zmienić, a mam na to ambicję. Chciałabym zrobić coś, żeby było lepiej osobom , które mnie otaczają i lepiej dla mnie samej. Nie wiem za co powinnam się zabrać na początku, a może nie ma potrzeby, żeby cokolwiek zmieniać?

Staram się być sama dla siebie odpowiedzią na pytania, które mnie nurtują, wskazówką. Nie jest to takie proste, bo nasuwają mi się głownie najbardziej korzystne wersje odpowiedzi, chociaż mój pesymizm często daje się we znaki, przez co nie jestem w stanie czysto ocenić danej sytuacji. Desperacko poszukuję swego rodzaju wyroczni. Płeć, wiek generalnie nie mają znaczenia, wystarczy szczerość, otwartość i zaangażowanie.






Pierdolę bez sensu.

czwartek, 29 listopada 2012

Lead me to war with your brilliant direction

Przypomniała mi się dzisiaj rozmowa z moją siostrą, kiedy jechałyśmy do niej pociągiem i zaczęłam się przed nią maksymalnie otwierać. Opowiadałam jej o wydarzeniach, które miały miejsce w ostatnim czasie, aż do momentu, kiedy mi przerwała i z wielkim zdziwieniem stwierdziła, że za niedługo mi "odpierdoli". Jej zdaniem za bardzo zamykam się w sobie i duszę wszystko gdzieś głęboko, głęboko w środku. W ogóle nie okazuje emocji, co jest bardzo złe, ponieważ po dłuższym czasie mogę sobie nie dać ze wszystkim rady i mogę skończyć z jakąś chorobą psychiczną. Zdaję sobie sprawę z tego, ze brzmi to dosyć idiotycznie, ale dokładnie to od niej usłyszałam. Powinnam zacząć mówić o tym, co mnie boli. Znaleźć osobę, której mogę w 100% zaufać i nie bać się otworzyć. Łatwo mówić, gorzej zrobić, ale coś w tym faktycznie jest. Mam w sobie coś takiego, że wstydzę się okazywać uczucia. Nie ma znaczenia czy chodzi o płacz, radość czy miłość, po prostu się krępuję. Może rzeczywiście jest to z tego powodu, że nie miałam nigdy nikogo na tyle bliskiego, żeby móc bez oporów się rozkleić i płakać na ramieniu czy cieszyć się jak głupia...Nie ma co wspominać o tej jednej, jedynej  prawdziwej przyjaźni, bo to tylko pogrąża. W każdym razie Oriana lekko mnie nastraszyła. Nie wiem czy na prawdę takie trzymanie wszystkiego w sobie jest na tyle groźne, że może zniszczyć, ale podejrzewam, że coś w tym jest. Czasami miewam takie momenty załamania, kiedy jestem na skraju wytrzymałości  i faktycznie mi "odpierdala"...Jednak nie popadajmy w paranoje. Jeśli trafię na kogoś, komu zaufam, to wiadomo, że się zacznę stopniowo otwierać, a że póki co bliższe mi osoby okazują się być pomyłkami, to nic na to nie poradzę. Muszę czekać, może już znam kogoś, kto niedługo stanie się kimś ważniejszym i jest to tylko kwestia czasu, a może dane jest mi czekać jeszcze trochę. Chociaż nie powiem, że w obecnej sytuacji nie potrzebowałabym kogoś, dzięki komu będę mogła się odciąć od problemów. 



"Julka, nie użalaj się nad sobą. Nie rób z siebie ofiary, ludzie mają gorzej." TAK, WIEM. Wiem o tym Krzyś, ale czasami trzeba potruć komuś dupę, a internet aż się o to prosi. Nie bij.

środa, 28 listopada 2012

Sometimes love is not enough and the road gets tough I don't know why

Chociaż czasami chciałabym powiedzieć, że mam wszystko pod kontrolą, jednak nie zdarzyło mi się chyba jeszcze ani razu, żebym faktycznie ogarniała chociaż połowę spraw, które powinnam. Może to złośliwe, ale skrycie liczę, że każdy tak ma,  że nie jestem z tym sama.


Ostatnie rozmowy z niektórymi, można powiedzieć - nowymi znajomymi, skłaniają do refleksji. Uważam, że to naprawdę fajna sprawa, kiedy nowo poznani ludzie wnoszą i dają tak dużo z siebie. Otwartość, to moim zdaniem wybitnie ważna rzecz, dzięki której można się do siebie zbliżyć w różnych sensach znaczenia tego słowa...oczywiście jeśli trafi się na porządnych ludzi, którzy nie wykorzystują tego, aby w późniejszym czasie  obrócić kota ogonem.
Po dzisiejszej rozmowie chodzi mi po głowie pewna rzecz, mianowicie "źli" ludzie mają znacznie lepiej i łatwiej w  życiu. Z łatwością manipulują, wykorzystują i zostawiają osoby, którym na nich zależy, a swoim urokiem osobistym i tak sprawią wrażenie niewinnych i bezbronnych... Zwykle z pozoru całkiem sympatyczne, miłe, czasami wręcz urocze osoby mogą maksymalnie namieszać w czyimś życiu, ba! Mogą wywrócić je do góry nogami. Podejrzewam, że każdy spotkał chociaż jedną osobę, która pozornie wydawała się zupełnie w porządku, nawet miało się w głowie jakieś usnute wizje poniekąd wspólnej przyszłości, aż tu nagle wielkie bum! Aż chciałoby się przypierdolić takiej osobie w twarz, ale zostańmy przy tym, że kultura i szacunek to priorytet.


Dobrzy, ale tak naprawdę dobrzy ludzie mają, moim zdaniem przerąbane. Wciąż mają nadzieję, że w każdym jest choć trochę wrażliwości albo jakiegoś współczucia i dają szansę, "bo przecież bądźmy ludźmi!".    MOI DRODZY ! jakby to powiedzieć...nie każdy człowiek jest człowiekiem i nie każdemu należy się druga szansa. Mimo wszelakich uczuć, jakimi darzymy przeróżne osoby, uszanujmy też własne uczucia i nie dajmy się nimi bawić byle komu, bo nawet ktoś kogo kochamy może nas zranić najbardziej jak to tylko możliwe.

czwartek, 22 listopada 2012

I don't have to talk pretty for them no more

Na szacunek trzeba sobie zasłużyć. Ba! Powinno to iść w dwie strony. Dwie osoby muszą się szanować, żeby można było w ogóle mówić o kwestii szacunku. Jest to dosyć ciężka sprawa. Ludzie wymagają tego, aby pozostali obdarzyli ich nie wiadomo jak olbrzymim poszanowaniem i dobrocią, a zwykle sami z siebie nic nie dają, nawet nie pomyślą, by odwdzięczyć się tym samym.

Wiadomą sprawą jest, że do starszych od siebie należy odnosić się z szacunkiem, to się wręcz wynosi z domu i w zasadzie w stosunku do obcych ludzi każdy kulturalny człowiek będzie miły i grzeczny, jednak są pewne wyjątki, które jestem w stanie zrozumieć i mogę się przyznać, że "popieram" ten brak szacunku.

Nie ma opcji żebym szanowała osobę, która wobec mnie jest niemiła, złośliwa i męczy mnie psychicznie i fizycznie...Nie mówię tu oczywiście o rodzinie, chociaż gdyby zdarzyło się tak, że jakiś wujek mnie w ten sposób traktuje, to kto wie jak potoczyłyby się nasze rodzinne losy..rzecz w tym, że każdy ma swoją godność i prawo do prawidłowego traktowania i jeśli ktokolwiek to narusza, ubliża itd., to również zasługuje na takie traktowanie.

Jest to oczywiście moja opinia i może być sprzeczna z poglądami innych, jednak uważam, że nalezy walczyć o zachowanie swojej godności i nwet jeśli ktoś starszy w jakiś sposób nas męczy, to zasługuje na podobne gesty w jego stronę.

niedziela, 18 listopada 2012

I'm sitting in my room with a needle in my hand

Mam ochotę dzisiaj znowu wspomnieć o manipulowaniu i wykorzystywaniu ludzkich słabości w pokrętnych celach. Ostatnie dni, a szczególnie piątek, który utkwi mi w pamięci na długo, po raz kolejny skłaniają mnie do refleksji - nie wiem jak można, do jasnej cholery, być takim hipokrytą jakim udowodnił, że jest pewien człowiek. Jest to NIEZROZUMIAŁE, na szczęście nie tylko dla mnie.
Trochę dziwne jest to, że ktoś, kto ponoć z miłości spędza swój wolny czas z osobą, która tego ewidentnie potrzebuje, jest w stanie wykorzystać fakt, iż przez chorobę osoba ta jest jak małe dziecko i można jej wmówić po prostu wszystko, nastawia ją przeciwko własnemu dziecku. Nie wiem dlaczego, nie wiem w jakim celu, ale jest to jednym słowem co najmniej chore. Chociaż..można już pominąć ten "mało istotny" fakt, jeśli weźmie się pod uwagę to, że człowiek ten nie interesuje się własnym dzieckiem, na prawdę Nieważne, że ma 8 lat, że przeklina, lata po podwórku do 22, w szkole notorycznie wszczyna bójki, je rękami..to przecież jest bez znaczenia, bo chłopiec ma matkę, więc po co on ma się nim zajmować? Lepiej wpieprzać się w wychowanie nieswojego, ba ! odchowanego już prawie dorosłego człowieka. Tak jest łatwiej, prawda? Zabronić wszystkiego, dodać 10 razy więcej obowiązków, wyżyć się. Każdy  ojczym przecież mówi do dziecka, że "jest popierdolone", jest to normalne, czyż nie?








Podirytowałam się..

czwartek, 15 listopada 2012

Why don't think you trust in my self-righteous suicide

Niełatwo jest znaleźć osobę podobną do siebie. Zawsze odkryjemy jakąś cechę, która różni nas na tyle, żeby poróżnić. Jest to dosyć ciężka sprawa, jednak każdy - prędzej czy później trafi na kogoś, kto w pewnym stopniu będzie nas przypominał. 
Sama nie wiem czy udało mi się spotkać kogoś takiego. Pewnie zrozumiem za jakiś czas, że własnie TA osoba była tą, z którą tak wiele mnie łączyło pod wieloma względami. 
Z takiej znajomości może powstać coś niezwykłego. Niekoniecznie wieloletni związek, ale prawdziwa przyjaźń, która wbrew pozorom, nie przytrafia się każdemu. Bardzo długo rozmyślałam nad tym czy kiedykolwiek miałam prawdziwego przyjaciela/przyjaciółkę. Kogoś naprawdę od serca, na kogo ZAWSZE można liczyć. Kogoś kto nas pouczy, ale w taki sposób, że samemu zauważy się błędy, kogoś ważnego, oddanego. Z bólem serca muszę przyznać, że chyba nie spotkałam do tej pory nikogo takiego..Owszem, była jedna osoba, z którą spędziłam najcudowniejsze 4 lata, które jednocześnie były najtrudniejszymi, jednak to nie było do końca to..Odległość dzieląca mnie od K. była zbyt duża, co w większym stopniu miało wpływ na to, że kontakt był wielce ograniczony..a trudno jest nazwać przyjaźnią "związek" dwóch osób, których jedyną drogą komunikacji jest internet...Przywiązanie, jakieś uczucie towarzyszące temu wszystkiemu, oddanie, pomoc i przeróżne aspekty i tak nie łączą się ze sobą na tyle, aby móc z czystym sumieniem nazwać to "prawdziwą przyjaźnią", już nie wspominając o tym, że niezwykle ciężko jest przyjaźnić się z płcią przeciwną, ponieważ zawsze, chociaż z jednej strony pojawi się jakieś uczucie, które nie powinno mieć miejsca...Jednak nie mogę powiedzieć, że to co było między nami nie było czymś wspaniałym i nie pomogło mi w kształtowani osobowości. 


Wiem, że też tak myślisz i w tym momencie się ze mną zgadzasz. Pomagaj mi w dalszym ciągu dobrze wybierać, to wciąż należy do Twoich obowiązków !


wtorek, 13 listopada 2012

Can you picture it, bet a life we could've lived?

Od paru dni zastanawiam się czego chcą ode mnie niektóre osoby. Tak nagle mają mi wiele do opowiedzenia, nalegają wręcz na kontakt, chociaż do tej pory w relacje były znikome..Nie wiem co się stało, ani co się zmieniło.Dziwi mnie to wszystko i obawiam się, że może się to źle skończyć..ale z drugiej strony nie ma co skreślać z góry znajomości tylko ze względu na jakieś chore urojenia i wrogie nastawienie do wszystkich dookoła, które dostałam w 'spadku'. 









Jestem ciekawa co byś na to wszystko powiedział. Czy byłoby to "ŁAŁ, Julka ! Mówiłem, że od liceum będzie lepiej" czy może "Pamiętaj jaki jest schemat [J]_________[S] i nie waż się bliżej"..kocham o tym myśleć, jak zawsze - wystarcza Twoje jedno słowo, albo nawet spojrzenie i ja wiem co dalej. Tak samo jest teraz..zadaję sobie pytanie, patrzę i wiem co mam zrobić. Nauczyłeś mnie samodzielności i sprawnego podejmowania decyzji, których nie żałuję. 







Ciężko mi bez naszych rozmów do tego stopnia, że założyłam bloga, w którym opisuje rzeczy z dupy..widzisz co ze mną zrobiłeś ?

poniedziałek, 12 listopada 2012

I don't know how you convince them and get them

Społeczeństwo, które powinno być z założenia w miarę zgrane, którego zadaniem jest tworzyć swego rodzaju jedność..jak np. klasa, coraz rzadziej rzeczywiście takie jest. Nie wiem co na to wpływa, chociaż wszelkie domysły snuję już od dłuższego czasu.
Moje poprzednie klasy były wyjątkowo zgrane, w podstawówce każdy rozmawiał z każdym, mimo, że było wielu łobuziaków, a sama należałam do osób, które miały jedne z lepszych wyników w nauce, to i tak pamiętam, że wraz z lepszymi uczniami pomagaliśmy gorszym i nie ocenialiśmy ich przez ten pryzmat.
Z kolei w gimnazjum było wręcz idealnie. Byliśmy jedną, trzydziestoosobową, mega zgraną grupą. Jako jedyni w szkole braliśmy udział w mnóstwie wydarzeń, wszystkie konkursy był nasze, wycieczki..to na prawdę było bardzo fajne i będę przez dłuuuugi czas wspominać te wszystkie akcje, natomiast teraz..jestem nieco zawiedziona. Zwykle szybko znajduję sobie miejsce w nowej grupie, na co ma w dużej mierze wpływ wszelkiego rodzaju wyjazdów od najmłodszych lat. Ta klasa nie jest ani trochę zgrana..każdy robi tylko pod siebie, nikomu nikt nie pomaga. Ze wszystkim są problemy, nic nie można zorganizować.. Jest to wręcz przykre, jesteśmy w końcu prawie dorosłymi ludźmi, a nie potrafimy się dogadać. Na początku wybitnie mnie to denerwowało, więc wtrącałam się i próbowałam wszystko ogarnąć, ale po niedługim czasie zauważyłam, że to i tak nie ma najmniejszego sensu. Wszyscy mają to daleko i głęboko, łatwo tylko narzekać i truć innym, że nic nie robią, zamiast samemu się zaangażować. 

Może czas pozbyć się uprzedzeń i postarać się stworzyć coś, dzięki czemu wszyscy spędzimy razem wspaniałe lata w liceum, jako KLASA.

Prawdę mówiąc nie mam pojęcia czemu piszę tutaj na ten temat, może po prostu nie ma innego sposobu na wyładowanie się..nie wiem. 

Byleby skończyć szkołę i wynieść się z tego zapchlonego miasta.



niedziela, 11 listopada 2012

All the world I've seen before me passing by







Zaufanie jest wybitnie pokręconą sprawą...Trzeba na nie długo pracować, a tak łatwo można je stracić. Nawet najmniejsza głupota może spowodować jego stratę, której już raczej się nie odbuduje. Nie zaufałabym nigdy po raz drugi tej samej osobie, jeśli wiem, że posunęła się do czegoś takiego, co spowodowało utratę czegoś, na co się tak wytrwale pracowało, to znaczy, że już widocznie nie zależy tej osobie na tym na tyle, aby w ciągle w tym trwać. Możliwe, że mój tok rozumowania jest błędny i powinno się dawać "drugą szansę", ale nie wierzę w to, że ludzie się zmieniają. A nawet jeśli, to tylko na gorsze.

And that's where the beginning of the end begun

Wczoraj od samego rana do 20 siedziałam w domu kultury, na warsztatach teatralnych mojej siostry. Obserwując próby trzech różnych spektakli, uświadomiłam sobie pewną rzecz - strasznie irytują mnie niepowodzenia ludzi. Wręcz gotuje się we mnie w momencie, gdy widzę, że ktoś nieudolnie próbuje coś zrobić i ewidentnie mu to nie wychodzi, a ja doskonale wiem, że dałabym radę to zrobić, ale nie mogę. Zwyczajnie nie mogę się wtrącić. Widząc,  że ktoś się w ogóle nie stara, a (w tym wypadku scena) jest istotna, ma jakieś głębsze przesłanie, po prostu nie mogę wytrzymać! Mam ochotę zepchnąć tę osobę ze sceny i pokazać, że potrafię i że można to zrobić lepiej. Nie wiem o czym to świadczy, w każdym razie nie wynika to z mojej zarozumiałości, czy też jakiegoś samouwielbienia, wręcz przeciwnie. Należę do grona osób, które mają niezwykle niską samoocenę i raczej nieczęsto wywyższam się ponad inne osoby. Chyba jestem perfekcjonistką.




Chciałam również wspomnieć o tym, że sztuki teatralne ostatnimi czasy do mnie przemawiają bardziej niż zwykle. Większość z nich jest doskonale napisana; niby przystępnie, prostym językiem. Wiele z nich porusza   kwestie tematy życia codziennego, możemy zobaczyć siebie w mnóstwie scen, w których bierzemy udział bezpośrednio i często nie wiemy jak to wygląda z daleka, a w tym momencie można zaobserwować to wszystko, a przy okazji postawić się na miejscu kogoś innego. Kogoś kogo np. zraniliśmy naszym zachowaniem. W tym momencie mamy możliwość przeanalizowania tego i zastanowienia się nad naszym postępowaniem. Właśnie to chyba nazywano "katharsis", te oczyszczenie miało świadczyć o tym momencie refleksji nad swoim życiem i zachowaniem. Wczoraj tego własnie doznałam.

piątek, 9 listopada 2012

Street walk at night and a star by day

Dzisiaj, pisząc scenariusz do przedstawienia dla gimnazjalistów o uzależnieniach, zdałam sobie sprawę z tego jak łatwo można manipulować cudzym życiem. Jak niewiele wysiłku trzeba, aby nakłonić kogoś do zrobienia czegoś złego, czegoś co na pewno będzie miało zły wpływ na daną osobę. Mnóstwo ludzi czerpie z tego satysfakcje. Wykorzystując najgorszą ludzką słabość, jaką jest naiwność, człowiek sam dochodzi do celu, a czasami tylko krzywdzi innych dla rozrywki. Co kto lubi, prawda?



Chcąc czy nie sami często nieświadomie wykorzystujemy innych ludzi, aby uzyskać coś czego bardzo chcemy. Zdarza się tak, że po niedługim czasie 'to coś' się nam zwyczajnie nudzi i wybieramy kolejną ofiarę. Nie zwracając uwagi na uczucia innych, postępujemy cholernie egoistycznie, robiąc wszystko tak, żeby TYLKO nam było dobrze. Każdy dowódca w ten sposób osiągał władzę. Hitler, Stalin, Mussolini. Kogokolwiek przemaglujemy, dostrzegamy pewną wspólną cechę - każdy z nich wykorzystywał innego człowieka do pozbycia się innego i tak ciągle, aż otrzymali to, co chcieli. Tylko czy to jest godne podziwu ?



czwartek, 8 listopada 2012

Dancin' in the dark in the pale moonlight

Patrząc na życie przez pryzmat tego, że człowiek nie ma zielonego pojęcia, kiedy zejdzie z tego świata, przychodzi na myśl to, aby być dla każdego spotkanego uprzejmym i serdecznym, okazać szacunek, ale jeśli przeanalizuje się wszystko dokładnie, to stwierdzimy, że nie warto. Ja tak stwierdziłam. Może i wychodzę w tym momencie na nieczułego człowieka, ale jestem z tego niezwykle dumna. 
Sama popełniłam błąd w podobnej sprawie, czym później niemiłosiernie się zadręczałam..Niedługo przed tragicznym zdarzeniem, pożegnałam najważniejszą mi osobę słowami "Jesteś świnią", brzmi to idiotycznie, ale fakt, że to były moje ostatnie słowa skierowane do tego własnie człowieka, jest przygnębiający..ba! Nie mogę sobie tego wybaczyć, mimo tego, że on zawsze wiedział, wie i wiedzieć będzie o tym, że wcale tak nie myślę i oddałabym za niego wszystko, to i tak boli mnie to, że nie powiedziałam własnie tych słów.



Pewien cudowny człowiek nauczył mnie nieokazywania uczuć, wydaje się to być introwertyczne, jednak niezwykle przydatne. Wiele osób z przyjemnością ogląda cierpienie czy niezręczność kogoś innego, wykorzystuje to. Jest to nieludzkie, ale tak po prostu jest. Dlatego warto czasami jednak zamknąć się w sobie, mimo, iż może to mieć zły skutek w przyszłości, ale sądzę, że lepiej tak niż odwrotnie. Chociaż nie przechodźmy ze skrajności w skrajność.