piątek, 30 listopada 2012

Mary prays the rosary for my broken mind

Obecnie jestem w takim stanie, że nie wiem co ze sobą zrobić i co powinnam myśleć, co postanowić. Często mi się to zdarza, jednak rzadko trwa tak długo. Chyba nazbierało się zbyt wiele spraw i nagle wszystko pękło. Za dużo czasu próbowałam trzymać fason i udawać, że daję radę.

 Przychodzi mi do głowy mnóstwo chorych pomysłów, na których realizację i tak brak mi odwagi. Na pozór wszystko wydaje się być takie proste, a skutki mogą być zniewalające, jednak mój brak samozaparcia i motywacji jest w stanie zrównać z ziemią nawet najciekawszy i najistotniejszy dla mnie plan działań. Nie wiem co mogłabym w sobie zmienić, a mam na to ambicję. Chciałabym zrobić coś, żeby było lepiej osobom , które mnie otaczają i lepiej dla mnie samej. Nie wiem za co powinnam się zabrać na początku, a może nie ma potrzeby, żeby cokolwiek zmieniać?

Staram się być sama dla siebie odpowiedzią na pytania, które mnie nurtują, wskazówką. Nie jest to takie proste, bo nasuwają mi się głownie najbardziej korzystne wersje odpowiedzi, chociaż mój pesymizm często daje się we znaki, przez co nie jestem w stanie czysto ocenić danej sytuacji. Desperacko poszukuję swego rodzaju wyroczni. Płeć, wiek generalnie nie mają znaczenia, wystarczy szczerość, otwartość i zaangażowanie.






Pierdolę bez sensu.

czwartek, 29 listopada 2012

Lead me to war with your brilliant direction

Przypomniała mi się dzisiaj rozmowa z moją siostrą, kiedy jechałyśmy do niej pociągiem i zaczęłam się przed nią maksymalnie otwierać. Opowiadałam jej o wydarzeniach, które miały miejsce w ostatnim czasie, aż do momentu, kiedy mi przerwała i z wielkim zdziwieniem stwierdziła, że za niedługo mi "odpierdoli". Jej zdaniem za bardzo zamykam się w sobie i duszę wszystko gdzieś głęboko, głęboko w środku. W ogóle nie okazuje emocji, co jest bardzo złe, ponieważ po dłuższym czasie mogę sobie nie dać ze wszystkim rady i mogę skończyć z jakąś chorobą psychiczną. Zdaję sobie sprawę z tego, ze brzmi to dosyć idiotycznie, ale dokładnie to od niej usłyszałam. Powinnam zacząć mówić o tym, co mnie boli. Znaleźć osobę, której mogę w 100% zaufać i nie bać się otworzyć. Łatwo mówić, gorzej zrobić, ale coś w tym faktycznie jest. Mam w sobie coś takiego, że wstydzę się okazywać uczucia. Nie ma znaczenia czy chodzi o płacz, radość czy miłość, po prostu się krępuję. Może rzeczywiście jest to z tego powodu, że nie miałam nigdy nikogo na tyle bliskiego, żeby móc bez oporów się rozkleić i płakać na ramieniu czy cieszyć się jak głupia...Nie ma co wspominać o tej jednej, jedynej  prawdziwej przyjaźni, bo to tylko pogrąża. W każdym razie Oriana lekko mnie nastraszyła. Nie wiem czy na prawdę takie trzymanie wszystkiego w sobie jest na tyle groźne, że może zniszczyć, ale podejrzewam, że coś w tym jest. Czasami miewam takie momenty załamania, kiedy jestem na skraju wytrzymałości  i faktycznie mi "odpierdala"...Jednak nie popadajmy w paranoje. Jeśli trafię na kogoś, komu zaufam, to wiadomo, że się zacznę stopniowo otwierać, a że póki co bliższe mi osoby okazują się być pomyłkami, to nic na to nie poradzę. Muszę czekać, może już znam kogoś, kto niedługo stanie się kimś ważniejszym i jest to tylko kwestia czasu, a może dane jest mi czekać jeszcze trochę. Chociaż nie powiem, że w obecnej sytuacji nie potrzebowałabym kogoś, dzięki komu będę mogła się odciąć od problemów. 



"Julka, nie użalaj się nad sobą. Nie rób z siebie ofiary, ludzie mają gorzej." TAK, WIEM. Wiem o tym Krzyś, ale czasami trzeba potruć komuś dupę, a internet aż się o to prosi. Nie bij.

środa, 28 listopada 2012

Sometimes love is not enough and the road gets tough I don't know why

Chociaż czasami chciałabym powiedzieć, że mam wszystko pod kontrolą, jednak nie zdarzyło mi się chyba jeszcze ani razu, żebym faktycznie ogarniała chociaż połowę spraw, które powinnam. Może to złośliwe, ale skrycie liczę, że każdy tak ma,  że nie jestem z tym sama.


Ostatnie rozmowy z niektórymi, można powiedzieć - nowymi znajomymi, skłaniają do refleksji. Uważam, że to naprawdę fajna sprawa, kiedy nowo poznani ludzie wnoszą i dają tak dużo z siebie. Otwartość, to moim zdaniem wybitnie ważna rzecz, dzięki której można się do siebie zbliżyć w różnych sensach znaczenia tego słowa...oczywiście jeśli trafi się na porządnych ludzi, którzy nie wykorzystują tego, aby w późniejszym czasie  obrócić kota ogonem.
Po dzisiejszej rozmowie chodzi mi po głowie pewna rzecz, mianowicie "źli" ludzie mają znacznie lepiej i łatwiej w  życiu. Z łatwością manipulują, wykorzystują i zostawiają osoby, którym na nich zależy, a swoim urokiem osobistym i tak sprawią wrażenie niewinnych i bezbronnych... Zwykle z pozoru całkiem sympatyczne, miłe, czasami wręcz urocze osoby mogą maksymalnie namieszać w czyimś życiu, ba! Mogą wywrócić je do góry nogami. Podejrzewam, że każdy spotkał chociaż jedną osobę, która pozornie wydawała się zupełnie w porządku, nawet miało się w głowie jakieś usnute wizje poniekąd wspólnej przyszłości, aż tu nagle wielkie bum! Aż chciałoby się przypierdolić takiej osobie w twarz, ale zostańmy przy tym, że kultura i szacunek to priorytet.


Dobrzy, ale tak naprawdę dobrzy ludzie mają, moim zdaniem przerąbane. Wciąż mają nadzieję, że w każdym jest choć trochę wrażliwości albo jakiegoś współczucia i dają szansę, "bo przecież bądźmy ludźmi!".    MOI DRODZY ! jakby to powiedzieć...nie każdy człowiek jest człowiekiem i nie każdemu należy się druga szansa. Mimo wszelakich uczuć, jakimi darzymy przeróżne osoby, uszanujmy też własne uczucia i nie dajmy się nimi bawić byle komu, bo nawet ktoś kogo kochamy może nas zranić najbardziej jak to tylko możliwe.

czwartek, 22 listopada 2012

I don't have to talk pretty for them no more

Na szacunek trzeba sobie zasłużyć. Ba! Powinno to iść w dwie strony. Dwie osoby muszą się szanować, żeby można było w ogóle mówić o kwestii szacunku. Jest to dosyć ciężka sprawa. Ludzie wymagają tego, aby pozostali obdarzyli ich nie wiadomo jak olbrzymim poszanowaniem i dobrocią, a zwykle sami z siebie nic nie dają, nawet nie pomyślą, by odwdzięczyć się tym samym.

Wiadomą sprawą jest, że do starszych od siebie należy odnosić się z szacunkiem, to się wręcz wynosi z domu i w zasadzie w stosunku do obcych ludzi każdy kulturalny człowiek będzie miły i grzeczny, jednak są pewne wyjątki, które jestem w stanie zrozumieć i mogę się przyznać, że "popieram" ten brak szacunku.

Nie ma opcji żebym szanowała osobę, która wobec mnie jest niemiła, złośliwa i męczy mnie psychicznie i fizycznie...Nie mówię tu oczywiście o rodzinie, chociaż gdyby zdarzyło się tak, że jakiś wujek mnie w ten sposób traktuje, to kto wie jak potoczyłyby się nasze rodzinne losy..rzecz w tym, że każdy ma swoją godność i prawo do prawidłowego traktowania i jeśli ktokolwiek to narusza, ubliża itd., to również zasługuje na takie traktowanie.

Jest to oczywiście moja opinia i może być sprzeczna z poglądami innych, jednak uważam, że nalezy walczyć o zachowanie swojej godności i nwet jeśli ktoś starszy w jakiś sposób nas męczy, to zasługuje na podobne gesty w jego stronę.

niedziela, 18 listopada 2012

I'm sitting in my room with a needle in my hand

Mam ochotę dzisiaj znowu wspomnieć o manipulowaniu i wykorzystywaniu ludzkich słabości w pokrętnych celach. Ostatnie dni, a szczególnie piątek, który utkwi mi w pamięci na długo, po raz kolejny skłaniają mnie do refleksji - nie wiem jak można, do jasnej cholery, być takim hipokrytą jakim udowodnił, że jest pewien człowiek. Jest to NIEZROZUMIAŁE, na szczęście nie tylko dla mnie.
Trochę dziwne jest to, że ktoś, kto ponoć z miłości spędza swój wolny czas z osobą, która tego ewidentnie potrzebuje, jest w stanie wykorzystać fakt, iż przez chorobę osoba ta jest jak małe dziecko i można jej wmówić po prostu wszystko, nastawia ją przeciwko własnemu dziecku. Nie wiem dlaczego, nie wiem w jakim celu, ale jest to jednym słowem co najmniej chore. Chociaż..można już pominąć ten "mało istotny" fakt, jeśli weźmie się pod uwagę to, że człowiek ten nie interesuje się własnym dzieckiem, na prawdę Nieważne, że ma 8 lat, że przeklina, lata po podwórku do 22, w szkole notorycznie wszczyna bójki, je rękami..to przecież jest bez znaczenia, bo chłopiec ma matkę, więc po co on ma się nim zajmować? Lepiej wpieprzać się w wychowanie nieswojego, ba ! odchowanego już prawie dorosłego człowieka. Tak jest łatwiej, prawda? Zabronić wszystkiego, dodać 10 razy więcej obowiązków, wyżyć się. Każdy  ojczym przecież mówi do dziecka, że "jest popierdolone", jest to normalne, czyż nie?








Podirytowałam się..

czwartek, 15 listopada 2012

Why don't think you trust in my self-righteous suicide

Niełatwo jest znaleźć osobę podobną do siebie. Zawsze odkryjemy jakąś cechę, która różni nas na tyle, żeby poróżnić. Jest to dosyć ciężka sprawa, jednak każdy - prędzej czy później trafi na kogoś, kto w pewnym stopniu będzie nas przypominał. 
Sama nie wiem czy udało mi się spotkać kogoś takiego. Pewnie zrozumiem za jakiś czas, że własnie TA osoba była tą, z którą tak wiele mnie łączyło pod wieloma względami. 
Z takiej znajomości może powstać coś niezwykłego. Niekoniecznie wieloletni związek, ale prawdziwa przyjaźń, która wbrew pozorom, nie przytrafia się każdemu. Bardzo długo rozmyślałam nad tym czy kiedykolwiek miałam prawdziwego przyjaciela/przyjaciółkę. Kogoś naprawdę od serca, na kogo ZAWSZE można liczyć. Kogoś kto nas pouczy, ale w taki sposób, że samemu zauważy się błędy, kogoś ważnego, oddanego. Z bólem serca muszę przyznać, że chyba nie spotkałam do tej pory nikogo takiego..Owszem, była jedna osoba, z którą spędziłam najcudowniejsze 4 lata, które jednocześnie były najtrudniejszymi, jednak to nie było do końca to..Odległość dzieląca mnie od K. była zbyt duża, co w większym stopniu miało wpływ na to, że kontakt był wielce ograniczony..a trudno jest nazwać przyjaźnią "związek" dwóch osób, których jedyną drogą komunikacji jest internet...Przywiązanie, jakieś uczucie towarzyszące temu wszystkiemu, oddanie, pomoc i przeróżne aspekty i tak nie łączą się ze sobą na tyle, aby móc z czystym sumieniem nazwać to "prawdziwą przyjaźnią", już nie wspominając o tym, że niezwykle ciężko jest przyjaźnić się z płcią przeciwną, ponieważ zawsze, chociaż z jednej strony pojawi się jakieś uczucie, które nie powinno mieć miejsca...Jednak nie mogę powiedzieć, że to co było między nami nie było czymś wspaniałym i nie pomogło mi w kształtowani osobowości. 


Wiem, że też tak myślisz i w tym momencie się ze mną zgadzasz. Pomagaj mi w dalszym ciągu dobrze wybierać, to wciąż należy do Twoich obowiązków !


wtorek, 13 listopada 2012

Can you picture it, bet a life we could've lived?

Od paru dni zastanawiam się czego chcą ode mnie niektóre osoby. Tak nagle mają mi wiele do opowiedzenia, nalegają wręcz na kontakt, chociaż do tej pory w relacje były znikome..Nie wiem co się stało, ani co się zmieniło.Dziwi mnie to wszystko i obawiam się, że może się to źle skończyć..ale z drugiej strony nie ma co skreślać z góry znajomości tylko ze względu na jakieś chore urojenia i wrogie nastawienie do wszystkich dookoła, które dostałam w 'spadku'. 









Jestem ciekawa co byś na to wszystko powiedział. Czy byłoby to "ŁAŁ, Julka ! Mówiłem, że od liceum będzie lepiej" czy może "Pamiętaj jaki jest schemat [J]_________[S] i nie waż się bliżej"..kocham o tym myśleć, jak zawsze - wystarcza Twoje jedno słowo, albo nawet spojrzenie i ja wiem co dalej. Tak samo jest teraz..zadaję sobie pytanie, patrzę i wiem co mam zrobić. Nauczyłeś mnie samodzielności i sprawnego podejmowania decyzji, których nie żałuję. 







Ciężko mi bez naszych rozmów do tego stopnia, że założyłam bloga, w którym opisuje rzeczy z dupy..widzisz co ze mną zrobiłeś ?

poniedziałek, 12 listopada 2012

I don't know how you convince them and get them

Społeczeństwo, które powinno być z założenia w miarę zgrane, którego zadaniem jest tworzyć swego rodzaju jedność..jak np. klasa, coraz rzadziej rzeczywiście takie jest. Nie wiem co na to wpływa, chociaż wszelkie domysły snuję już od dłuższego czasu.
Moje poprzednie klasy były wyjątkowo zgrane, w podstawówce każdy rozmawiał z każdym, mimo, że było wielu łobuziaków, a sama należałam do osób, które miały jedne z lepszych wyników w nauce, to i tak pamiętam, że wraz z lepszymi uczniami pomagaliśmy gorszym i nie ocenialiśmy ich przez ten pryzmat.
Z kolei w gimnazjum było wręcz idealnie. Byliśmy jedną, trzydziestoosobową, mega zgraną grupą. Jako jedyni w szkole braliśmy udział w mnóstwie wydarzeń, wszystkie konkursy był nasze, wycieczki..to na prawdę było bardzo fajne i będę przez dłuuuugi czas wspominać te wszystkie akcje, natomiast teraz..jestem nieco zawiedziona. Zwykle szybko znajduję sobie miejsce w nowej grupie, na co ma w dużej mierze wpływ wszelkiego rodzaju wyjazdów od najmłodszych lat. Ta klasa nie jest ani trochę zgrana..każdy robi tylko pod siebie, nikomu nikt nie pomaga. Ze wszystkim są problemy, nic nie można zorganizować.. Jest to wręcz przykre, jesteśmy w końcu prawie dorosłymi ludźmi, a nie potrafimy się dogadać. Na początku wybitnie mnie to denerwowało, więc wtrącałam się i próbowałam wszystko ogarnąć, ale po niedługim czasie zauważyłam, że to i tak nie ma najmniejszego sensu. Wszyscy mają to daleko i głęboko, łatwo tylko narzekać i truć innym, że nic nie robią, zamiast samemu się zaangażować. 

Może czas pozbyć się uprzedzeń i postarać się stworzyć coś, dzięki czemu wszyscy spędzimy razem wspaniałe lata w liceum, jako KLASA.

Prawdę mówiąc nie mam pojęcia czemu piszę tutaj na ten temat, może po prostu nie ma innego sposobu na wyładowanie się..nie wiem. 

Byleby skończyć szkołę i wynieść się z tego zapchlonego miasta.



niedziela, 11 listopada 2012

All the world I've seen before me passing by







Zaufanie jest wybitnie pokręconą sprawą...Trzeba na nie długo pracować, a tak łatwo można je stracić. Nawet najmniejsza głupota może spowodować jego stratę, której już raczej się nie odbuduje. Nie zaufałabym nigdy po raz drugi tej samej osobie, jeśli wiem, że posunęła się do czegoś takiego, co spowodowało utratę czegoś, na co się tak wytrwale pracowało, to znaczy, że już widocznie nie zależy tej osobie na tym na tyle, aby w ciągle w tym trwać. Możliwe, że mój tok rozumowania jest błędny i powinno się dawać "drugą szansę", ale nie wierzę w to, że ludzie się zmieniają. A nawet jeśli, to tylko na gorsze.

And that's where the beginning of the end begun

Wczoraj od samego rana do 20 siedziałam w domu kultury, na warsztatach teatralnych mojej siostry. Obserwując próby trzech różnych spektakli, uświadomiłam sobie pewną rzecz - strasznie irytują mnie niepowodzenia ludzi. Wręcz gotuje się we mnie w momencie, gdy widzę, że ktoś nieudolnie próbuje coś zrobić i ewidentnie mu to nie wychodzi, a ja doskonale wiem, że dałabym radę to zrobić, ale nie mogę. Zwyczajnie nie mogę się wtrącić. Widząc,  że ktoś się w ogóle nie stara, a (w tym wypadku scena) jest istotna, ma jakieś głębsze przesłanie, po prostu nie mogę wytrzymać! Mam ochotę zepchnąć tę osobę ze sceny i pokazać, że potrafię i że można to zrobić lepiej. Nie wiem o czym to świadczy, w każdym razie nie wynika to z mojej zarozumiałości, czy też jakiegoś samouwielbienia, wręcz przeciwnie. Należę do grona osób, które mają niezwykle niską samoocenę i raczej nieczęsto wywyższam się ponad inne osoby. Chyba jestem perfekcjonistką.




Chciałam również wspomnieć o tym, że sztuki teatralne ostatnimi czasy do mnie przemawiają bardziej niż zwykle. Większość z nich jest doskonale napisana; niby przystępnie, prostym językiem. Wiele z nich porusza   kwestie tematy życia codziennego, możemy zobaczyć siebie w mnóstwie scen, w których bierzemy udział bezpośrednio i często nie wiemy jak to wygląda z daleka, a w tym momencie można zaobserwować to wszystko, a przy okazji postawić się na miejscu kogoś innego. Kogoś kogo np. zraniliśmy naszym zachowaniem. W tym momencie mamy możliwość przeanalizowania tego i zastanowienia się nad naszym postępowaniem. Właśnie to chyba nazywano "katharsis", te oczyszczenie miało świadczyć o tym momencie refleksji nad swoim życiem i zachowaniem. Wczoraj tego własnie doznałam.

piątek, 9 listopada 2012

Street walk at night and a star by day

Dzisiaj, pisząc scenariusz do przedstawienia dla gimnazjalistów o uzależnieniach, zdałam sobie sprawę z tego jak łatwo można manipulować cudzym życiem. Jak niewiele wysiłku trzeba, aby nakłonić kogoś do zrobienia czegoś złego, czegoś co na pewno będzie miało zły wpływ na daną osobę. Mnóstwo ludzi czerpie z tego satysfakcje. Wykorzystując najgorszą ludzką słabość, jaką jest naiwność, człowiek sam dochodzi do celu, a czasami tylko krzywdzi innych dla rozrywki. Co kto lubi, prawda?



Chcąc czy nie sami często nieświadomie wykorzystujemy innych ludzi, aby uzyskać coś czego bardzo chcemy. Zdarza się tak, że po niedługim czasie 'to coś' się nam zwyczajnie nudzi i wybieramy kolejną ofiarę. Nie zwracając uwagi na uczucia innych, postępujemy cholernie egoistycznie, robiąc wszystko tak, żeby TYLKO nam było dobrze. Każdy dowódca w ten sposób osiągał władzę. Hitler, Stalin, Mussolini. Kogokolwiek przemaglujemy, dostrzegamy pewną wspólną cechę - każdy z nich wykorzystywał innego człowieka do pozbycia się innego i tak ciągle, aż otrzymali to, co chcieli. Tylko czy to jest godne podziwu ?



czwartek, 8 listopada 2012

Dancin' in the dark in the pale moonlight

Patrząc na życie przez pryzmat tego, że człowiek nie ma zielonego pojęcia, kiedy zejdzie z tego świata, przychodzi na myśl to, aby być dla każdego spotkanego uprzejmym i serdecznym, okazać szacunek, ale jeśli przeanalizuje się wszystko dokładnie, to stwierdzimy, że nie warto. Ja tak stwierdziłam. Może i wychodzę w tym momencie na nieczułego człowieka, ale jestem z tego niezwykle dumna. 
Sama popełniłam błąd w podobnej sprawie, czym później niemiłosiernie się zadręczałam..Niedługo przed tragicznym zdarzeniem, pożegnałam najważniejszą mi osobę słowami "Jesteś świnią", brzmi to idiotycznie, ale fakt, że to były moje ostatnie słowa skierowane do tego własnie człowieka, jest przygnębiający..ba! Nie mogę sobie tego wybaczyć, mimo tego, że on zawsze wiedział, wie i wiedzieć będzie o tym, że wcale tak nie myślę i oddałabym za niego wszystko, to i tak boli mnie to, że nie powiedziałam własnie tych słów.



Pewien cudowny człowiek nauczył mnie nieokazywania uczuć, wydaje się to być introwertyczne, jednak niezwykle przydatne. Wiele osób z przyjemnością ogląda cierpienie czy niezręczność kogoś innego, wykorzystuje to. Jest to nieludzkie, ale tak po prostu jest. Dlatego warto czasami jednak zamknąć się w sobie, mimo, iż może to mieć zły skutek w przyszłości, ale sądzę, że lepiej tak niż odwrotnie. Chociaż nie przechodźmy ze skrajności w skrajność.