niedziela, 31 marca 2013

Stupid decision, stupid mind

Postanowiłam założyć dziennik, do którego można zajrzeć poprzez link zamieszczony po prawej stronie. Nie wiem, czy dobrze robię, ale mimo wszystko chcę spróbować. Chciałabym zostawić po sobie jakikolwiek ślad, jakieś swoje notatki. Piszę tutaj o swoich przemyśleniach, o problemach i rzeczach niezrozumiałych, ale to nie jest to samo, co krótki zapis dnia. Czegoś ważnego, pewnych kluczowych słów, drogowskazów do poszczególnych szufladek ze wspomnieniami. Dzisiejszy dzień wywarł na mnie takie wrażenie, ze zdecydowałam się na coś takiego, mimo, że nigdy nie popierałam umieszczania w internecie jakichkolwiek bardziej znaczących informacji na swój temat. Nie ufam ludziom, ale też nie sądzę, aby mój dziennik, czy nawet ten blog, miał sporo czytelników. To i tak nie usprawiedliwia mojego nieodpowiedzialnego posunięcia.  Nie mam nic do stracenia, a doświadczenie mówi mi, że ludzie z internetu są mniej groźni niż bliscy znajomi, zatem czuję się bardziej bezpiecznie, publikując coś takiego tutaj, niż zwierzając się komukolwiek. Chciałabym w końcu poznać kogoś, komu będę w stanie zaufać. Kogoś z kim będę mogła podzielić się prawie wszystkim, kogoś, kto da mi poczucie bezpieczeństwa. To banalnie brzmi, ale jest cholernie prawdziwe. Czuję się jak desperatka pisząc coś takiego, ale tak myślę. Od jakiegoś czasu nieustannie, momentami na siłę szukam takiej osoby. Nie mam przecież żadnych szczególnych wymagań. Jestem otwarta na wszystko - znajomości internetowe, na odległość. Nie jest perfekcyjne, ale znośne. Ktoś do szczerych rozmów i wymiany poglądów jest niezbędny, a takiej właśnie osoby mi brakuje. Zaczyna się robić smętnie, więc skończę, póki nie skompromituję się do końca.

Niżej, jak wspomniałam w ostatnim poście - klika zdjęć. Fotografowała również Paula






.

sobota, 30 marca 2013

Можно сгореть, не успеть, не допеть

Strasznie mnie korci do zrobienia posta z dodaniem kilku swoich zdjęć, nie żadna jakaś stylizacja. Tak po prostu, tylko nie wiem, czy to w ogóle ma jakiś sens, chociaż co mi szkodzi? Zatem umieszczam nieco zdjęć, co prawda są z wakacji, ale chyba najlepiej je wspominam. Fotografowała wspaniała Paula , natomiast  makijaż Laura. To wszystko jeśli chodzi o zdjęcia, będę dodawać średnio po 3 zdjęcia do najbliższych postów. Może nikt się nie przestraszy : > Niżej moje wypociny.







Ostatnio jakoś nie miałam czasu na rozmyślanie, dlatego też nic nie dodawałam. Niby święta, niby Wielkanoc, a nic nie czuję. Jest podobnie, jak przed Wigilią. To przykre, że nie cieszą mnie już takie rzeczy. Że nie czuję zapału do pomocy w przygotowaniach, nie ma tej atmosfery, która zawsze towarzyszyła zbliżającym się świętom. Może dlatego, że tak wiele zdążyło się wydarzyć. Prawdę powiedziawszy, bardziej męczy mnie myśl, jak będą wyglądać święta za rok. Boję się, że może być nas mniej. Jestem wręcz tego pewna, ale wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Nie wiem, czy jestem gotowa na stratę kolejnej bliskiej osoby, ale z drugiej strony nie jest mi też łatwo patrzyć jak się męczy. To niezwykle ciężki temat i doskonale wiem, że jest mnóstwo osób w podobnej sytuacji, albo nawet gorszej i daje sobie radę, a ja? Użalam się nad sobą na blogu, bo nie dość, że chyba nie mam z kim o tym porozmawiać, to jeszcze nie mam odwagi. Mam straszny problem z uzewnętrznianiem się. Wstydzę się pokazywać uczucia i emocje. Nie wiem dlaczego tak jest, często o tym myślę, ale nigdy nie jestem w stanie dotrzeć do siebie na tyle głęboko, aby to zrozumieć. 

Namawiają mnie na zajęcia teatralne. Niby świetny pomysł - coś co lubię, coś co mnie interesuje. Mogłabym  w końcu się czymś zając, mieć jakiś obowiązek, coś co mnie pochłonie, będzie odrywać od rzeczywistości, ale jak zwykle doszukałam się problemu. Wstydzę się. Zwyczajnie się wstydzę. Zbyt dużo znajomych jest w to zaangażowanych, zbyt wiele osób będzie mnie oglądało. Wiem, że trzeba się przełamać. Kiedyś i tak będę musiała zrobić ten pierwszy krok, ale nie wiem czy jestem na to w tej chwili gotowa. Nie wiem dlaczego zawsze znajduje jakieś ale, to chore. Zdecydowanie za dużo myślę. Nie wiem co z tym zrobić, mam czas do przyszłego poniedziałku. 

sobota, 9 marca 2013

It's a revolution, I suppose

Nie wiem dlaczego, ale coraz częściej czuję satysfakcję z robienia ludziom na złość. To jest nienormalne, wręcz psychiczne, a mimo pełnej świadomości i tak mi się to podoba. Szczególnie cieszy mnie, kiedy podirytuję kogoś, kto wcześniej zalazł mi za skórę, wykorzystał, wystawił - wtedy czuję się jak w siódmym niebie. Nie mam później wyrzutów sumienia, nie męczy mnie to, że postąpiłam naumyślnie wbrew komuś, wręcz odwrotnie. Jestem ciekawa skąd nachodzi mnie ochota na coś tak głupiego i bezmyślnego.
Generalnie zauważyłam, że z dnia na dzień coraz bardziej skupiam się na samej sobie. Dłużej o tym myślałam i doszłam do wniosku, że może wynikać to z tego, że praktycznie 17 lat nie byłam zobowiązana do życia z kimś, że tak powiem w symbiozie. Przyzwyczaiłam się do tego? A może podświadomie mnie to męczy i właśnie wyżywam się na ludziach, żeby jakoś odreagować i pomóc sobie się z tym pogodzić. Czyżby zazdrość? Po prostu nie zważam na innych. Nie czuję takiej potrzeby, a to jest nowość...Do tej pory byłam w stanie postąpić tak, aby ktoś skorzystał, a ja mogłam ponieść straty. Lubiłam pomagać, doradzać, a teraz? Śmieszy mnie to, co robiłam. Co ciekawe - z jednej strony faktycznie bawi mnie to i uważam, że moje zachowanie i "poświęcenie się" było głupie, a z drugiej...wiem, że robiłam dobrze, jestem dumna z tego, że komuś pomogłam. Nie wiem dlaczego dwie przeciwności się łączą, dziwi mnie, iż dostrzegam ten fakt i zastanawiam się nad tym. Widzę jak się zmieniam i nie wiem z czego to wynika. Może leży to gdzieś głęboko w psychice, może już wcześniej miałam takie skłonności, a wychodzi to z czasem, pod wpływem rożnych dziwnych sytuacji.
Chyba czas zmienić towarzystwo i zacząć wszystko od początku? Żeby nie mieć do nikogo pretensji, nie mieć powodów do "zemsty" ani kłótni. W końcu i tak nie powinnam i nie chcę przywiązywać się do ludzi.

wtorek, 5 marca 2013

Я - солдат, недоношеный ребенок войны

Czasami zastanawiam się co ludzie widzą w osobach, które nie mają własnego zdania, są nadzwyczaj neutralne. Nie rozumiem jak można być zachwyconym osobą, która zmienia się pod wpływem towarzystwa, tylko po to, aby została zaakceptowana. Może źle myślę, ale dla mnie istotne jest, aby mimo wszystko zostać sobą, w każdej sytuacji. Nie wiem, dlaczego miałabym udawać kogoś innego, żeby zostać pochwaloną, albo żeby komuś zaimponować. Bez sensu jest oszukiwać kogoś, a tym bardziej samego siebie. Uważam, że osoby, które mają swoje zdanie i na dodatek bronią go, są szczególnie wartościowe. Szanuję takich ludzi, nawet jeżeli mam inne poglądy.

Boli mnie, kiedy widzę kogoś, kto się perfidnie zgrywa, a wszyscy są powaleni na łopatki. Szaleją wręcz, że ktoś ich popiera, zamiast zainteresować się choć trochę kimś, kto może wnieść coś nowego, innego do ich światopoglądu. Chociaż z drugiej strony, znacznie łatwiej jest zadawać się z osobą, która bezwzględnie stanie za nami murem, nawet jeśli nie ma bladego pojęcia czego dotyczy sprawa.
Własnie zauważyłam, że im więcej ma się do powiedzenia, im szersze człowiek ma horyzonty-tym mniej się go docenia. Nie mam pojęcia z czego to wynika, bo jest to dla mnie absurdalne, że unika się osób, które w zasadzie mogą wiele nauczyć, albo chociaż dać coś od siebie. Może to taki wiek, że ludziom znacznie lepiej jest przebywać w gronie osób, które mniej się orientują w danych tematach, aby przed nimi zabłysnąć, czuć się lepszym. Zamiast dokształcać się i szukać nowości, młodzi wolą zostać tam, gdzie są i zadowalać się wynikającą z braku wiedzy adoracją.

Może właśnie problem jest w tym, że zdecydowanie za dużo mówię i chcę się dzielić ze wszystkimi tym, co mam i wiem. Może powinnam czasami zgrywać głupią, aby mnie zauważono. Każdy człowiek potrzebuje chyba nieco uwagi...