Czasami zastanawiam się co ludzie widzą w osobach, które nie mają własnego zdania, są nadzwyczaj neutralne. Nie rozumiem jak można być zachwyconym osobą, która zmienia się pod wpływem towarzystwa, tylko po to, aby została zaakceptowana. Może źle myślę, ale dla mnie istotne jest, aby mimo wszystko zostać sobą, w każdej sytuacji. Nie wiem, dlaczego miałabym udawać kogoś innego, żeby zostać pochwaloną, albo żeby komuś zaimponować. Bez sensu jest oszukiwać kogoś, a tym bardziej samego siebie. Uważam, że osoby, które mają swoje zdanie i na dodatek bronią go, są szczególnie wartościowe. Szanuję takich ludzi, nawet jeżeli mam inne poglądy.
Boli mnie, kiedy widzę kogoś, kto się perfidnie zgrywa, a wszyscy są powaleni na łopatki. Szaleją wręcz, że ktoś ich popiera, zamiast zainteresować się choć trochę kimś, kto może wnieść coś nowego, innego do ich światopoglądu. Chociaż z drugiej strony, znacznie łatwiej jest zadawać się z osobą, która bezwzględnie stanie za nami murem, nawet jeśli nie ma bladego pojęcia czego dotyczy sprawa.
Własnie zauważyłam, że im więcej ma się do powiedzenia, im szersze człowiek ma horyzonty-tym mniej się go docenia. Nie mam pojęcia z czego to wynika, bo jest to dla mnie absurdalne, że unika się osób, które w zasadzie mogą wiele nauczyć, albo chociaż dać coś od siebie. Może to taki wiek, że ludziom znacznie lepiej jest przebywać w gronie osób, które mniej się orientują w danych tematach, aby przed nimi zabłysnąć, czuć się lepszym. Zamiast dokształcać się i szukać nowości, młodzi wolą zostać tam, gdzie są i zadowalać się wynikającą z braku wiedzy adoracją.
Może właśnie problem jest w tym, że zdecydowanie za dużo mówię i chcę się dzielić ze wszystkimi tym, co mam i wiem. Może powinnam czasami zgrywać głupią, aby mnie zauważono. Każdy człowiek potrzebuje chyba nieco uwagi...